niedziela, 13 czerwca 2010

Turniej o puchar Lubonia

Od jakiegoś czasu trwają rozgrywki w ramach turnieju piłki nożnej o puchar Lubonia. Gram w drużynie, która nazwa się NOWI. Nazwa drużyny wzięła się od ...no właśnie wzięła się od niczego, a jest efektem wzajemnego niezrozumienie naszego kapitana i organizatora podczas rozmowy telefonicznej. Mariusz co chwile wspominał o tym, że nie bardzo orientuje się w regulaminie, bo jesteśmy ...nowi. Powtarzał to tak często, że w końcu organizator nieświadomie wpisał nas na listę drużyn jako NOWI. Dodatkowo, Mariusz wpadł na genialny pomysł i zadeklarował się, że chcemy grać o 8-smej rano w soboty, za co cześć drużyny chciała go wysmarować miodem i porzucić nagiego w okolic pasieki.

Kolor koszulek dla naszej drużyny wybierała żona wyżej wspomnianego Mariusza. Wybrała błękitny, a raczej pościelowo-błękitny, przez co na boisku wyglądamy trochę jakbyśmy właśnie wstali z łóżek. Znajomi złośliwcy, komentują oczywiście ten stan rzeczy, twierdzą, że powinniśmy nazywać się ...FC Piżama.

Leją nas! I to leją tak niemiłosiernie, że nawet sędzia się uśmiecha przed meczem gdy nas widzi. W pierwszym meczu odnieśliśmy spektakularne zwycięstwo 4:3 przy czym przeciwników było tylko czterech. W kolejnym meczu strzelili nam 12-ście bramek, a my odpowiedzieliśmy czterema fartami. Było źle, zaczęliśmy grać w tygodniu i w kolejnym meczu przeszliśmy kilka razy na połowę przeciwnika. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 0:4, a mnie prawie trzeba było znosić z boiska. Podczas tego meczu chyba każdy z przeciwników mnie kopnął lub po mnie przebiegł. Gdy już nie mogłem prawie chodzić i mogłem zejść z boiska dopadły mnie te cholerne meszki, gryząc w każdą odsłoniętą cześć ciała.

Ostatni mecz w rundzie wiosennej przegraliśmy 0:10. Byli od nas o klasę lepsi i strzelali jak chcieli i ile chcieli. To naprawdę deprymujące, kiedy po kolejnej bramce przeciwnicy nie cieszą się ze strzelonej bramki, tylko rozmawiają o tym co będą robić popołudniu...