środa, 29 lipca 2009

Wyzwanie

Była niedziela, pojechałem przejechać się na rowerze. Stałem sobie spokojnie nad Maltą, patrząc bezmyślnie na fontannę. Po chwili podjechał do mnie koleś na rowerze, ubrany tak, jakby zaraz miał startować w zawodach. Zapytał się, czy nie chciałbym się z nim przejechać. Ale w taki sposób, ze on będzie jechał, a ja mam mu dotrzymać kroku. Zgodziłem się bo i tak chciałem gdzieś pojechać.

Jechałem ledwo żywy za tym fagasem, ponad dwie godziny, po chaszczach, kałużach, pisku i ...drutach. Dojechaliśmy, aż do Pobiedzisk. Myślałem, że zejdę na tej trasie, gość cisnął niemiłosiernie. W Pobiedziskach ledwo żyłem, ale żeby sobie nie myślał to zaproponowałem, żeby teraz on dotrzymał mi kroku :D

Porobiłem go w puszczy Zielonki. Machnął ręką i się zatrzymał - bezcenne :)

Coś za coś. Następnego dnia czułem się jakby mnie przejechał tramwaj - nigdy więcej takich akcji!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz