Poznań i okolice to fajne miejsce dla osób, które czasami lubią pośmigać na rowerze. Można pocinać z górki po korzeniach w okolicach parku Cytadela lub zapuszczając się nad Rusałkę czy poligon w Biedrusku. Z drugiej strony można się wybrać w dłuższą przejażdżkę wybierając któryś, spośród wielu szlaków rowerowych. Moim zdaniem, najbardziej atrakcyjnym, ze szlaków jednodniowych jest Cysterski Szlak Rowerowy. Cały szlak liczy ok 150km i właściwie na przejechanie go trzeba poświęcić cały dzień. Można go jednak trochę skrócić, zaczynając jazdę na przykład na poznańskim Piątkowie, a kończąc na Pobiedziskach.
1) Wyruszając z Piątkowa warto zahaczyć o park Cytadela, nie tylko dlatego, że jest to największy park w Poznaniu, ale przede wszystkim dla uroku tego parku, charakterystycznego o tej porze roku.


Przebywając na Cytadeli nie można pominąć rzeźby "Nierozpoznani" pani Magdaleny Abakanowicz.

2) Po przejechaniu przez Cytadelę, komfort jazdy drastycznie spada, bo trzeba przedrzeć się przez miasto, aż do Malty. Niestety, na miejscu też nie jest najlepiej. Jazdą na czymkolwiek wokół jeziora Maltańskiego w długi weekend w okolicach 17'stej to czysta ekwilibrystyka. Rozpędzeni rowerzyści, biegające dzieci, rolkarze, sprawiają, że wypadki zdarzają się tam dość często. Sporo jeżdżę przez 'Maltę' i już kilka razy byłem świadkiem takiego zdarzenia. Co najbardziej przykre, powodują je gnojki w dresach lub pijani nadgorliwcy. Najbardziej żal mi rolkarzy, dlatego, że ich nogi łatwo przegrywają z kołami rowerów. Abstrahując od bezpieczeństwa warto przyjrzeć się kilku maltańskim widokom.
- Galeria Malta, a obok siedziba jednej z najlepszych firm informatycznych w Polsce ;)

- Tłok.

- Stok.

- Nie zawsze najprostsze ścieżki prowadzą do osiągnięcia pożądanej satysfakcji.

3) Po przejechaniu ścieżki nad Maltą, należy skierować się w stronę Zoo lub jechać wzdłuż rur ciepłowniczych. Wybrałem rury bo, dzięki nim ma się trochę wrażenie, jakby jechało się leśno - industrialnym tunelem.

Bliskość Zoo, może być źródłem dodatkowych atrakcji. Spotkałem takiego ptaka, nie wiem co to jest za gatunek, ale 'gostek' wyglądał jakby miał naprawdę zły dzień.
4) Jadąc dalej, wjeżdża się na właściwą trasę Cysterskiego Szlaku Rowerowy, oznaczonego takimi znakami.

5) To naprawdę świetna trasa, gro pagórków, jezior i leśnych ścieżek wyłożonych, białymi, ubitymi kamykami.

6) Takimi ścieżkami jak ta powyżej jedzie się w kierunku Antoninka. Przez prawie dwa kilometry trasa prowadzi brzegami połączonych jezior, gdzie roi się od fotografów i biesiadników rozpalających grilla.

- Ładnie i klimatycznie

7) W Antoninku, głównym problemem jest przedostanie na drugą stronę torowiska i trasy na Warszawę. Na pierwszy rzut oka, można odnieść wrażenie, że aby pojechać dalej, trzeba znaleźć przejście dla pieszych lub nauczyć się szybko biegać. I tu zaskoczenie, bo szlak znalazł ujście i wije się pod wiaduktem.

- Właśnie tędy. Jedyny minus to schody, więc trzeba taszczyć rower na plecach.

8) Dalsza trasa prowadzi w kierunku Swarzędza. Po drodze napotyka się na kilka ciekawych miejsc.
- Coś dla fanów opuszczonych miejsc.

- 'Dom Anna' - tak jest napisane na drzwiach. Nie wnikałem głębiej, ale wieść niesie, że to popularny i modny burdel.

- Pasieki. Jak się okazało bolesną chwilę później, dalej zamieszkałe.

9) Po kilkudziesięciu minutach dojeżdża się na skraj Swarzędza.

10) Po dojechaniu do Swarzędza warto się zastanowić co dalej. Kolejnym kluczowym punktem na Cysterskim Szlaku Rowerowym są Pobiedziska. Tyle tylko, że do Pobiedzisk jest ponad 20km, czyli przynajmniej godzina pedałowania. Pojechałem dalej. Droga do Pobiedzisk prowadzi przez Uzarzewo, Kobylnicę, Wierzenicę i ... No właśnie, znudziło mi się dymanie rowerem po szosie, więc skręciłem w obiecującą drogę, oznaczoną "Szlak wokół puszczy Zielonki". Na wspomnianym szlaku miałem zobaczyć kilka zabytkowych starych kościołów - tak przynajmniej było napisane. Rzeczywiście, dotarłem do kościoła w Wierzenicy, wnętrze kościółka robi wrażenie dzięki kolorom i bogactwu wystroju.
- (niestety, trochę przepaliłem)


- Wyczaiłem też w okolicy kościoła taką chatę, trochę z innej epoki.

10) Potem jechałem, jechałem i ...jechałem, a Pobiedzisk i kościołów dalej nie było widać. Cywilizacji było coraz mniej, a widoki wokół stawały się nieco stepowe. Pytanie o to jak daleko odjechałem od Poznania i czy to na pewno właściwą drogą, zrodził we mnie ten znak.

Odpowiedź na to pytanie była binarna. Albo wpadłem w dziurę czasową i niedługo zobaczę morze, albo to inne Mielno i mogę jechać dalej. Tak czy inaczej warto było jechać dalej. Minuty mijały, a zabytkowych celów wycieczki nie było widać. W pewnym momencie spojrzałem na licznik rowerowy, pokazywał 41 kilometrów przejechanych od Poznania. Na zegarku dochodziła 19:30. Rozejrzałem się wokół.
- Spojrzałem za siebie.

- Spojrzałem przed siebie.

11) Gdzie ja do cholery jestem!?
12) Sytuacja kazała zawrócić. Tylko jak wrócić do Poznania? Tą samą trasą? To ponad 40km, czyli lekko licząc dwie godziny jazdy, a ja nie mam światła z przodu i mam dość pszczół i komarów. Osobisty dramat. Rozejrzałem się trochę i gdzieś w oddali zobaczyłem czubek komina elektrociepłowni w Koziegłowach, czyli coś co każdy mieszkaniec Piątkowa i okolic mniej więcej kojarzy. Miałem więc punkt orientacyjny na którego mogłem się kierować. Jechałem na przełaj przez las i łąki natykając się na strumyki i rowy. Dojechałem w końcu do malowniczej miejscowości Kicin, gdzie spotkałem jej rdzennych mieszkańców.

13) W Kicinie mieszka też mój kolega z pokoju, więc wiedziałem, że już niedaleko do Poznania. Droga z Kicina do Poznania jest już prosta. Po niecałej godzinie dotarłem do mieszkania.
Myślę, że zdecyduje się kiedyś na powtórną wycieczkę do Pobiedzisk, Cysterskim Szlakiem Rowerowym, jeśli jednak tak się stanie to na pewno wezmę ze sobą mapę ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz