Obudził mnie budzik z komórki, tak głośny, że czułem jak przenika całe moje ciało. Spojrzałem na zegarek czekając na wyrok.

Winny! Trzeba wstawać, obiecałem sobie, że będę przychodził do pracy przed ósmą rano. Jeśli teraz bym się poddał to drugie takie postanowienie może już nie mieć tej mocy jak to. Każdy ruch sprawiał, że pulsujący ból w mojej głowie, stawał się nie tylko mocniejszy, ale też bardziej wyrachowany, atakując wszystkie słabe miejsca. Przegrywałem z bólem na każdej pozycji. Dowlokłem się do łazienki i zobaczyłem siebie w lustrze. Trudy wczorajszego bilarda było widać gołym okiem. Najwidoczniej było coś złośliwego w tych kilku piwach, które wczoraj wypiłem, no bo przecież nie było ich aż tak dużo ...chyba. Minuty mijały i w końcu udało mi się ogarnąć i wyjść do pracy. Pić! Wołało moje ciało i był to krzyk władczy i nietolerujący sprzeciwu. Wstąpiłem do pobliskiego warzywniaka i stanąłem w kolejce za babką, która nie mogła się zdecydować, czy kupić dwa pomidory czy może lepiej trzy. I tak przebiera w tej skrzynce przez ponad dziesięć minut. "Pani, ja tu ginę! Krzyczałem w myślach. Uzupełniłem płyny zaraz po wyjściu z warzywniaka i skierowałem się w kierunku przystanku autobusowego. Na przystanku stało sporo ludzi, więc wiedziałem, że zaraz przyjedzie autobus.

Przyspieszyłem kroku, chociaż już i tak się pogodziłem z tym co się stanie.

No tak. Zawsze mi spieprzy autobus, niezależnie od tego, o której wyjdę. Jakby czekał, aż pojawię się na drodze do przystanku i dopiero ruszał. Poczekałem na następny autobus i pojechałem. Przejechałem tylko dwa przystanki i musiałem wysiąść. Rozejrzałem się wokół, znalazłem śmietnik i wyrzuciłem ten worek ze śmieciami. Ruszyłem dalej w stronę pracy już bez przeszkód i niepotrzebnego balastu.
O 17'stej zameldowałem się u dentysty, a właściwie dentystki. Uwielbiam tą kobietę, ma niesamowite poczucie humoru i kompletnie niczym się nie krępuje, dlatego pobyt u niej to pomimo oczywistego dyskomfortu jest naprawdę miły i zabawny. Już na wejściu powiedziała to czego się obawiałem i co zawsze powtarza "Witam panie Tomku, pani Bożenko (asystentka) proszę przygotować znieczulenie, albo najlepiej dwa". I się cieszy :)
Usiadłem na fotelu, pani zaczęła coś tam robić i po chwili pyta bez kontekstu "Pan też jest daleka, co?" Odpowiedziałem, że nie, że jestem raczej z bliska. "Jest pan u mnie na fotelu, proszę się słuchać. Jak mówię, że jest pan z daleka to tak jest. Pani Bożenko, proszę zanotować w kartotece, że pacjent nie zgadza się z decyzjami lekarza" I znowu się cieszy. Po dłuższej chwili, kolejne pytanie.
Dentystka: "Włożyć panu gumę?"
Ja: "Jaką gumę?"
Dentystka: "No gumę, zrobić panu gumę?"
Ja: "A po co ta guma?"
Dentysta: "Fajna jest guma. Pani Bożenko, zrobimy panu gumę."
Okazało się, że guma to taki arkusz gumy z dziurą na ząb. Mocuje się go na specjalnym przyrządzie i rzeczywiście jest fajna bo wszystkie paprochy lecą na gumę, a nie do gardła. Leżałem plackiem na fotelu z gumą, sączkiem, okularach i przyrządem wkręconym w moje usta. Po chwili, kolejne pytanie, a właściwie rozkaz.
Dentystka: "Proszę mi podać to niebieskie co leży obok pana"
Szarpię się z całym tym sprzętem podpiętym do mnie, żeby podać to niebieskie coś. Patrze na dentystkę, a ona patrzy na mnie ucieszona.
Dentystka: "Żartowałam. Pani Bożenko proszę zanotować w kartotece, że pacjent zachowuje się właściwie i wykonuje rozkazy."
Leże dalej, już prawie godzinę.
Dentystka: "Pani Bożenko proszę tu szybko przyjść"
Dentystka: "Widzi pani?"
Bożenka: "Co?"
Dentystka: "Ten strach w oczach. Uwielbiam to."
I się znowu cieszy. Do drzwi zaczęli dobijać się pacjenci, którzy byli po mnie.
Dentystka: "Pani Bożenko, proszę poinformować pacjentów, że muszą trochę poczekać bo nam pacjent zemdlał"
Już widziałem te spojrzenia ludzi, gdy będę wychodzić. I te ich szydercze myśli "Taki duży chłopak, a mdleje u dentysty"".
Problem mojego zęba został rozwiązany o czym pani dentystka poinformowała mnie śpiewając.
Dentystka: Zabiłam byka cóż to dla mnie byk.....z byka krew sika,siku siku sik!
Mój pobyt przedłużał się. Dostałem kolejne kłopotliwe pytanie.
Dentystka: "Chce pan Fuji?"
Ja: "co?"
Dentystka: No, czy chce pan Fuji"
Ja: "A co to jest?"
Dentysta: "Boże, pani Bożenko proszę zanotować w kartotece, że pacjent przychodzi na wizyty nieprzygotowany."
Pani dentystka szalała, ze śmiechu.
Dostałem Fuji. W końcu mnie wypuściła, przemknąłem przed ludźmi w poczekalni słysząc ich myśli "Patrz, to ten co zemdlał". Generalnie było fajnie bo śmiechu było tyle, że zapomniałem o bólu i problemie jaki miałem.
Wróciłem do pracy. Zbliżała się 21'wsza, więc czas było pojechać do mieszkania. Po drodze wstąpiłem do Chaty Polskiej po zakupy, kupiłem jakieś bzdury i poszedłem spacerkiem do mieszkania. Dopiero w mieszkaniu miały ujawnić się efekty przemęczenia i setek myśli, które przewinęły się przez moją głowę w ostatnim tygodniu.
Gdy wracałem z tej Chaty Polskiej to zwróciłem uwagę, na spojrzenia mijających mnie osób. Tak się złożyło, że były to same dziewczyny, więc zacząłem sobie nawet trochę wlewać, że może zmężniałem albo coś. Otóż nie. Położyłem wszystko na stole i doznałem olśnienia. Przytaszczyłem zakupy ...razem z koszykiem. Osobisty dramat. Po chwili przyszła Asia, spojrzała na koszyk i nawet nie komentowała. Ucieszona, dobiła mnie ostatecznie ..."Tomek, to chyba nie najlepszy moment ale syfon do końca odpadł i nie ma gdzie naczyń myć.".
Cóż, mam koszyk, ale chyba czas odpocząć ...i jeszcze ten cholerny syfon.


Winny! Trzeba wstawać, obiecałem sobie, że będę przychodził do pracy przed ósmą rano. Jeśli teraz bym się poddał to drugie takie postanowienie może już nie mieć tej mocy jak to. Każdy ruch sprawiał, że pulsujący ból w mojej głowie, stawał się nie tylko mocniejszy, ale też bardziej wyrachowany, atakując wszystkie słabe miejsca. Przegrywałem z bólem na każdej pozycji. Dowlokłem się do łazienki i zobaczyłem siebie w lustrze. Trudy wczorajszego bilarda było widać gołym okiem. Najwidoczniej było coś złośliwego w tych kilku piwach, które wczoraj wypiłem, no bo przecież nie było ich aż tak dużo ...chyba. Minuty mijały i w końcu udało mi się ogarnąć i wyjść do pracy. Pić! Wołało moje ciało i był to krzyk władczy i nietolerujący sprzeciwu. Wstąpiłem do pobliskiego warzywniaka i stanąłem w kolejce za babką, która nie mogła się zdecydować, czy kupić dwa pomidory czy może lepiej trzy. I tak przebiera w tej skrzynce przez ponad dziesięć minut. "Pani, ja tu ginę! Krzyczałem w myślach. Uzupełniłem płyny zaraz po wyjściu z warzywniaka i skierowałem się w kierunku przystanku autobusowego. Na przystanku stało sporo ludzi, więc wiedziałem, że zaraz przyjedzie autobus.

Przyspieszyłem kroku, chociaż już i tak się pogodziłem z tym co się stanie.

No tak. Zawsze mi spieprzy autobus, niezależnie od tego, o której wyjdę. Jakby czekał, aż pojawię się na drodze do przystanku i dopiero ruszał. Poczekałem na następny autobus i pojechałem. Przejechałem tylko dwa przystanki i musiałem wysiąść. Rozejrzałem się wokół, znalazłem śmietnik i wyrzuciłem ten worek ze śmieciami. Ruszyłem dalej w stronę pracy już bez przeszkód i niepotrzebnego balastu.
O 17'stej zameldowałem się u dentysty, a właściwie dentystki. Uwielbiam tą kobietę, ma niesamowite poczucie humoru i kompletnie niczym się nie krępuje, dlatego pobyt u niej to pomimo oczywistego dyskomfortu jest naprawdę miły i zabawny. Już na wejściu powiedziała to czego się obawiałem i co zawsze powtarza "Witam panie Tomku, pani Bożenko (asystentka) proszę przygotować znieczulenie, albo najlepiej dwa". I się cieszy :)
Usiadłem na fotelu, pani zaczęła coś tam robić i po chwili pyta bez kontekstu "Pan też jest daleka, co?" Odpowiedziałem, że nie, że jestem raczej z bliska. "Jest pan u mnie na fotelu, proszę się słuchać. Jak mówię, że jest pan z daleka to tak jest. Pani Bożenko, proszę zanotować w kartotece, że pacjent nie zgadza się z decyzjami lekarza" I znowu się cieszy. Po dłuższej chwili, kolejne pytanie.
Dentystka: "Włożyć panu gumę?"
Ja: "Jaką gumę?"
Dentystka: "No gumę, zrobić panu gumę?"
Ja: "A po co ta guma?"
Dentysta: "Fajna jest guma. Pani Bożenko, zrobimy panu gumę."
Okazało się, że guma to taki arkusz gumy z dziurą na ząb. Mocuje się go na specjalnym przyrządzie i rzeczywiście jest fajna bo wszystkie paprochy lecą na gumę, a nie do gardła. Leżałem plackiem na fotelu z gumą, sączkiem, okularach i przyrządem wkręconym w moje usta. Po chwili, kolejne pytanie, a właściwie rozkaz.
Dentystka: "Proszę mi podać to niebieskie co leży obok pana"
Szarpię się z całym tym sprzętem podpiętym do mnie, żeby podać to niebieskie coś. Patrze na dentystkę, a ona patrzy na mnie ucieszona.
Dentystka: "Żartowałam. Pani Bożenko proszę zanotować w kartotece, że pacjent zachowuje się właściwie i wykonuje rozkazy."
Leże dalej, już prawie godzinę.
Dentystka: "Pani Bożenko proszę tu szybko przyjść"
Dentystka: "Widzi pani?"
Bożenka: "Co?"
Dentystka: "Ten strach w oczach. Uwielbiam to."
I się znowu cieszy. Do drzwi zaczęli dobijać się pacjenci, którzy byli po mnie.
Dentystka: "Pani Bożenko, proszę poinformować pacjentów, że muszą trochę poczekać bo nam pacjent zemdlał"
Już widziałem te spojrzenia ludzi, gdy będę wychodzić. I te ich szydercze myśli "Taki duży chłopak, a mdleje u dentysty"".
Problem mojego zęba został rozwiązany o czym pani dentystka poinformowała mnie śpiewając.
Dentystka: Zabiłam byka cóż to dla mnie byk.....z byka krew sika,siku siku sik!
Mój pobyt przedłużał się. Dostałem kolejne kłopotliwe pytanie.
Dentystka: "Chce pan Fuji?"
Ja: "co?"
Dentystka: No, czy chce pan Fuji"
Ja: "A co to jest?"
Dentysta: "Boże, pani Bożenko proszę zanotować w kartotece, że pacjent przychodzi na wizyty nieprzygotowany."
Pani dentystka szalała, ze śmiechu.
Dostałem Fuji. W końcu mnie wypuściła, przemknąłem przed ludźmi w poczekalni słysząc ich myśli "Patrz, to ten co zemdlał". Generalnie było fajnie bo śmiechu było tyle, że zapomniałem o bólu i problemie jaki miałem.
Wróciłem do pracy. Zbliżała się 21'wsza, więc czas było pojechać do mieszkania. Po drodze wstąpiłem do Chaty Polskiej po zakupy, kupiłem jakieś bzdury i poszedłem spacerkiem do mieszkania. Dopiero w mieszkaniu miały ujawnić się efekty przemęczenia i setek myśli, które przewinęły się przez moją głowę w ostatnim tygodniu.
Gdy wracałem z tej Chaty Polskiej to zwróciłem uwagę, na spojrzenia mijających mnie osób. Tak się złożyło, że były to same dziewczyny, więc zacząłem sobie nawet trochę wlewać, że może zmężniałem albo coś. Otóż nie. Położyłem wszystko na stole i doznałem olśnienia. Przytaszczyłem zakupy ...razem z koszykiem. Osobisty dramat. Po chwili przyszła Asia, spojrzała na koszyk i nawet nie komentowała. Ucieszona, dobiła mnie ostatecznie ..."Tomek, to chyba nie najlepszy moment ale syfon do końca odpadł i nie ma gdzie naczyń myć.".
Cóż, mam koszyk, ale chyba czas odpocząć ...i jeszcze ten cholerny syfon.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz